Małopolska. Fotografie. To niczego nie wyjaśnia - album Fundacja Imago Mundi - Małopolski Instytutu Kultury 2007

W 2006 roku piętnastu wybitnych fotografów przemierzyło Małopolskę. Tak postał album "Małopolska. Fotografie. To niczego nie wyjaśnia". Połowa spośród zaproszonych twórców mieszka w regionie, pozostali poza nim. Popatrzyli na ów świat po swojemu, niekiedy sami dziwili się temu, co widzą. Książka została wydana w 2007 roku, przez Małopolski Instytutu Kultury.

Ich niezwykłe zdjęcia - ponad dwieście - prezentuje album. Pomysłodawcą projektu oraz książki byli członkowie Fundacji Imago Mundi oraz Małopolski Instytutu Kultury. Współpraca przy tworzeniu albumu: Kolektyw Fotografów Visavis. Fotografie zostały wybrane spośród kilku tysięcy. To Małopolska przekorna, zaskakująca, daleka od typowych skojarzeń. Zdjęcia były premierowo prezentowane 4 do 24 października 2006 roku, na Rynku Głównego w Krakowie na plenerowej wystawie "Małopolska. Fotografie. To niczego nie wyjaśnia".

Celem projektu było uzyskanie zróżnicowanego, współczesnego obrazu jednego z najciekawszych regionów Polski - mówi Andrzej Kramarz, Prezes Fundacji - Zapraszając cenionych artystów, chcieliśmy pokazać w sposób nowoczesny, odbiegający od sztampy to, co nas bawi, zachwyca, cieszy ale i drażni - dodaje. W ten sposób powstała kompletna wizja, niekiedy zaskakująca zarówno tych, którzy żyją tu na co dzień, jak i tych, którzy dopiero Małopolskę odkrywają.

W projekcie uczestniczyli tacy artyści jak Jakub Dąbrowski Andrzej Georgiew, Andrzej Kramarz, Przemysław Krzakiewicz, Piotr Lelek, Weronika Łodzińska, Krzysztof Miękus, Wojciech Nowicki, Wojciech Prażmowski, Konrad Pustoła, Szymon Rogiński, Piotr Trybalski, Łukasz Trzciński oraz Zorka Project.

Poza kadrem

Zwykle wybór jest minimalny: skręcić w lewo albo w prawo. W lewo oznacza - zostać w mieście, wałęsać się po ulicach, gapić się w otwarte okna, na ludzi leniwie walczących z upałem, na kleisty asfalt i zdechłą zieleń; pójść w lewo - oznacza siedzenie w kawiarnianych ogródkach, w oczekiwaniu aż upał zelżeje. W lewo oznacza, że dzień pociągnie się zawijasami ulic, żeby się skończyć na Kazimierzu, po zachodzie słońca, kiedy już zwinęli swoje stoiska handlarze zieleniną i ustąpili miejsca turystom i pijakom.

W prawo zaś ma same dobre strony: graniczące z pewnością prawdopodobieństwo wyjazdu. Nie żadne tam nieobjęte ziemie, tylko chaszcze za miastem. Jakiś autobus albo pociąg, albo przynajmniej rozklekotany tramwaj do Nowej Huty, albo podejrzany bus do Krzeszowic. Wypad na łąkę gdzieś po drodze, na której nobliwy starzec o twarzy Greka pasie owce. W prawo oznacza, że coś się niechybnie zdarzy; że w godzinach porannych węgierski Cygan gdzieś na Podhalu będzie handlował nożami w dzień święty. Jego rodzina będzie spała głębokim snem w zaparkowanym obok samochodzie; on sam będzie coś tłumaczył wolapikiem, aż w końcu rzuci po polsku, jakby od niechcenia: "dwieście pięćdziesiąt". A gospodarz poskrobie się w głowę i odpowie: "sto, one hundred". Łąki będą lśniły ponuro od deszczu, ale dojdzie w końcu do ugody i mężczyźni uścisną sobie dłonie. Potem handlarz cicho trzaśnie drzwiami swojej landary (nikt się nie przebudzi, tylko berbeć na tylnym siedzeniu poruszy się niespokojnie) i ruszy w drogę.

Nikt tego nie planował. Tak się po prostu stało. Nie było kierunków zakazanych ani nakazanych, była wolna jazda. Łączył nas tylko temat, każdy błądził i pracował na swój rachunek. Były mocne postanowienia i piękne zamiary, ale kończyły się różnie: ktoś samochodem wjechał na Pustynię Błędowską i zakopał się w piachu aż po osie, a potem trójka ludzi przez pół nocy wyciągała go na stały ląd. Ktoś zbudował wysoką na trzy metry wieżę z drewnianych palet, wdrapał się na nią z małpią zręcznością i wstrzymywał oddech na długie sekundy: bo każde skrzypnięcie oznaczało zmarnowane zdjęcie. Ktoś napotkał Indianina w mieście Limanowa - niby nic, ale przecież Limanowa to nie Kanada. Ktoś się wybrał na ślub i mozolnie wciskał drużbę w góralskie portki, i wiązał mu kierpce: za mocno, za słabo, zły węzeł, od nowa. Tak bywało. Bywało, że sami się dziwiliśmy temu, co widzimy. Cała reszta jest na dalszych stronach.

Wojciech Nowicki

Małopolska. Fotografie. To niczego nie wyjaśnia / Photographs. Unclarified

  • Fotografie: Praca zbiorowa
  • Tekst: Wojciech Nowicki
  • Redakcja: Antoni Bartosz, Ewa Ślusarczyk
  • Fotoedycja: Antoni Bartosz, Andrzej Kramarz, Weronika Łodzińska, Łukasz Trzciński, Wojciech Nowicki
  • Opracowanie graficzne: Witold Siemaszkiewicz
  • Korekta: Beata Drabik, Agnieszka Szewczyk
  • Tłumaczenie: John Beauchamp
  • Wydawca: Małopolski Instytut Kultury
  • ISBN: 978-83-923892-3-1
  • Rok wydania: 2007
  • Ilość stron: 224
  • Wymiary: 245x300mm
  • Oprawa: miękka
  • Język: polski, angielski
  • Wydanie: pierwsze

Album został wyróżniony w 48. Konkursie "Najpiękniejsze Książki Roku 2007" organizowanym przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek.

Sorry, this website uses features that your browser doesn’t support. Upgrade to a newer version of Firefox, Chrome, Safari, or Edge and you’ll be all set.